Recenzja "Bestiariusz słowiański" Paweł Zych, Witold Vargas

   Czy was też w dzieciństwie, kiedy byliście niegrzeczni, dziadkowie straszyli bebokiem? Albo starszy, niezbyt lubiący dzieci sąsiad, przeganiał grożąc strzygą? Mnie się czasami to zdarzało 😉. Ale, czy kiedykolwiek zastanawialiście się, czym są te potwory? Co tak naprawdę robią? Jak wyglądają? Ja, szczerze mówiąc, czasami zastanawiałam się nad tymi staropolskimi legendami, ciekawiło mnie to, jak dokładnie brzmią i czy jest ich może trochę więcej niż te, którymi byłam straszona. Kiedy dowiedziałam się o istnieniu "Bestiariusza słowiańskiego" nie zastanawiałam się ani chwili, od razu wyszukałam go w księgarni internetowej i kliknęłam 'zamawiam' (chociaż mój portfel krzyczał 'niee!'). Kiedy książka do mnie dotarła (te parę dni, które na nią czekałam było udręką) nie zwlekając ani chwili dłużej, głodna wiedzy, zanurzyłam się w lekturze. Przeczytałam ją dosłownie w pół dnia. Przerosła ona moje najśmielsze oczekiwania.
   Na każdej stronie bestiariusza znajduje się opis któregoś z demonów, duszków, zmor, o których nasi przodkowie rozmawiali przy ogniskach, czy w zimową noc w zaciszu chaty. Oprócz bardzo popularnych w dzisiejszych czasach wilkołaków, czarownic, czarnoksiężników czy smoków znajdują się tam również opisy takich stworów jak np. bezkost, który był wyjątkowo obrzydliwym gatunkiem wampira, nieposiadającym szkieletu. Napełniał się on krwią swoich ofiar, które nie były w stanie się nigdzie przed nim schować, ponieważ jego budowa ciała pozwalała dostać się wszędzie. A gnieciuch, zwabiony wonią alkoholu, którą wyczuł w oddechu zmorzonego snem człowieka, siadał na jego klatce piersiowej i uciskał swoim ciężarem. Następnego dnia ofiara gnieciucha budziła się cała obolała i wycieńczona, a jedynym sposobem na obronę przed tym stworzeniem było narysowanie dookoła łóżka okręgu, co po spożyciu alkoholu nierzadko było ciężkim zadaniem.
   Oprócz tekstów o takich demonach jak powyżej (oczywiście w książce są to o wiele barwniejsze opisy niż moje) znajduje się tam jeszcze 116 innych fantastycznych stworzeń, a w kolejnej części "Bestiariusza" jest ich jeszcze dwa razy więcej!
    Pomimo tego, że treść jest już magiczna sama w sobie, to w "Bestiariuszu słowiańskim" główne skrzypce grają niesamowite ilustracje, którymi opatrzona jest każda z legend. Są one cudownym urozmaiceniem, nadają niepowtarzalny klimat, nierzadko są wręcz przerażające. Idealnie obrazują one kreatury, które nawiedzały naszych słowiańskich przodków. Na pewno nieraz będę jeszcze do nich wracała, na przykład po to, aby pokazać mojej rodzinie jak wyglądały stwory, o których mi opowiadali w dzieciństwie 😉.
    Tak więc nie pozostaje mi nic innego jak podziękować autorom za tak wspaniały projekt, pozazdrościć talentu i dokończyć czytanie drugiej części.

Komentarze

Popularne posty